Przecieranie szlaków
Sobota, 22 stycznia 2011
· Komentarze(3)
Kategoria Góry - trening
I kolejny trening w górach, jak zwykle w stronę Hrobaczej Łąki od strony Kóz. Śnieg sypał już od kilku dni, temperatura była niezbyt przyjemna, no ale jak postanowione, to już nie ma wyjścia ;).
Po zmianie opon na Authory o rzadszym bieżniku znacznie lepiej rower spisywał się na asfalcie, więc dojazd na szlak nie był zbyt wymagający, aczkolwiek zdołał rozgrzać.
Pierwsze wrażenie po wyjechaniu na szlak: za dużo śniegu, żeby jechało się komfortowo. Pierwsze 2 kilometry nie były bardzo wymagające, aczkolwiek trzeba było trochę kluczyć z jednego boku ścieżki na drugi, przez co moje ślady przypominały jazdę pod wpływem ;P.
Kto czasami podjeżdża na Hrobaczą od strony Kóz ten wie, że po dosyć łatwej początkowej ścieżce zaczyna się kamienisty i wąski szlak o większym nachyleniu. I tu niestety już śnieg mnie pokonał. Nad drogą nie było drzew, przez co śniegu było więcej niż wcześniej. I do tego te cholerne kamienie przykryte śniegiem... Szkoda roweru i sił ;).
Trening zakończył się wcześniej, niż planowałem, ale i tak nie było źle. Przynajmniej coś frajdy było podczas zjazdu, gdy tylne koło pięknie się ślizgało i można było jechać bokiem nad skarpą - bezcenne ;D.
Kilka zdjęć:



Po zmianie opon na Authory o rzadszym bieżniku znacznie lepiej rower spisywał się na asfalcie, więc dojazd na szlak nie był zbyt wymagający, aczkolwiek zdołał rozgrzać.
Pierwsze wrażenie po wyjechaniu na szlak: za dużo śniegu, żeby jechało się komfortowo. Pierwsze 2 kilometry nie były bardzo wymagające, aczkolwiek trzeba było trochę kluczyć z jednego boku ścieżki na drugi, przez co moje ślady przypominały jazdę pod wpływem ;P.
Kto czasami podjeżdża na Hrobaczą od strony Kóz ten wie, że po dosyć łatwej początkowej ścieżce zaczyna się kamienisty i wąski szlak o większym nachyleniu. I tu niestety już śnieg mnie pokonał. Nad drogą nie było drzew, przez co śniegu było więcej niż wcześniej. I do tego te cholerne kamienie przykryte śniegiem... Szkoda roweru i sił ;).
Trening zakończył się wcześniej, niż planowałem, ale i tak nie było źle. Przynajmniej coś frajdy było podczas zjazdu, gdy tylne koło pięknie się ślizgało i można było jechać bokiem nad skarpą - bezcenne ;D.
Kilka zdjęć:





